O świcie Impuls taplał się w pobliskim stawku. Tego dnia miał ruszyć w dalszą wyprawę. Zanim wyruszył porządnie się najadł, bo nie wiedział, czy w ogóle po drodze znajdzie coś do jedzenia. Na koniec pożegnał się ze swoimi dotychczasowymi końskimi kompanami rżeniem. Gdy już opuścił wioskę spojrzał się kilka razy w stronę stajni myśliwych jednak z odrobiną smutku. Z każdym jego krokiem zbliżały się góry, które nieraz widział w oddali, kiedy gnał przez step. Wkrótce później doszedł do dość krętej, kamienistej, długiej i szerokiej drogi prowadzącej nad przepaścią i pod porastającym stok pasem kosodrzewiny.
Na szczęście pogoda nie zawodziła, ponieważ cały czas było ciepło i słonecznie, ale z czasem zaczynało się trochę ochładzać. W tamtym momencie Impuls zauważył, że słońce zasłaniają zbliżające się ciemne chmury. Niebawem miała nadejść burza, więc musiał szybko znaleźć jakieś schronienie. Rozglądał się długo, ale bezskutecznie. Młody koń słyszał już grzmoty i widział pierwsze błyskawice. Wyglądało na to, że musiał się cofnąć, ale jeszcze nie wiedział, czym to grozi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz