Młody koń ruszył w dalszą wędrówkę. Po ostatnich przeżyciach był już bardziej rozsądny, ostrożny i czujny niż przedtem. Na każdym kroku mógł podziwiać wspaniałe i przepiękne widoki, ale w tej chwili skupiał się bardziej na opracowaniu jakiegoś planu, który pomógłby mu wrócić do domu. Kiedy Impuls podróżował po górskich terenach w stajni rozpoczął się kolejny pełen nadziei dzień.
- No dobrze, jakiego konia chcecie wziąć na dzisiejszą jazdę ? - zapytał pan Zbigniew.
- Ja nie chcę jeździć... - powiedziała Wiktoria.
- Odkąd nie ma Impulsa, nic mi się nie chce. - westchnął Mateusz.
- Czy w ogóle ktoś z was chce jeździć ? - odrzekł pan Zbigniew.
Po tym pytaniu wśród wszystkich zapanowała głucha cisza, którą po pewnej chwili przerwał instruktor :
- Słuchajcie, rozumiem, że jesteście smutni i martwicie się o Impulsa, ja też się niepokoję, ale nie można od razu załamywać się i poddać. Musimy być spokojni, cierpliwi i pełni wiary i nadziei. Możecie mi nie uwierzyć, ale mi tak samo jak wam jest ciężko.
Tymczasem syn Euphorii postanowił iść jak najdalej na wschód, aż do końca pasma górskiego rozciągającego się przy rozległych, trawiastych stepach.
Zauważył też, że jeszcze do tej pory w niektórych częściach stromych stoków i szczytów leżą resztki śniegu. Postanowił zrobić postój i położył się na trawie patrząc na przeróżne kształty chmur. Marzył i był pewny, że odnajdzie drogę powrotną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz