wtorek, 15 grudnia 2015

Świąteczna przygoda ( cz. IV )

Niestety nadszedł poniedziałek. Znowu pisanie, kartkówki, sprawdziany i prace, ale mam duże pocieszenie. Po szkole od razu odnoszę plecak do domu, biorę Cookiego i sanki i ruszam w las. Nie mogłem przestać myśleć o ostatnich wydarzeniach z wilkiem. Po chwili moje zamyślenie przerwała nauczycielka polskiego :
- Halo ! Zrobiliśmy już pięć zadań, a ty nawet nie otworzyłeś ćwiczeń. Co się z tobą dzieje ? - powiedziała zmartwiona.
- Bez obaw proszę pani. Już robię. - odpowiedziałem.
- Masz zamiar zrobić w pięć minut ? Tyle zostało do końca lekcji. Rób z nami kolejne, a tamte zrobisz w domu. Wstawiam ci też jedynkę i uwagę. - odrzekła zła nauczycielka.
- Bardzo proszę nie wstawiać tej jedynki i uwagi. Nie słyszałem, że trzeba otworzyć ćwiczenia. - powiedziałem z obawą.
- Coś nie wierzę, że mówisz prawdę. Musisz teraz ciężej pracować i tyle. - zakończyła rozmowę nauczycielka.
To nie był dla mnie udany dzień w szkole. Nie przejmowałem się jednak bardzo tą jedynką, bo dopiero pierwsza, a poza tym lekcje się kończyły, a to oznaczało odwiedzenie leśnego przyjaciela. Prawie całą drogę ze szkoły do domu przebyłem biegiem. Cieszyłem się, bo jak wchodziłem do domu to okazało się, że moi rodzice są w pracy. Przynajmniej nic nie podejrzewaliby. Zostawiłem plecak w salonie na kanapie, wyciągnąłem z szuflady taśmę, długi sznur i nożyczki, a z kuchni pożyczyłem scyzoryk. Na podwórku leżały sanki, a pies w naszej grocie śnieżnej zbudowanej w sobotę. Naprzeciwko mnie i labradora na leśnej drodze stał już biały wilk. Przez pierwszą chwilę tylko się wpatrywał, żeby po chwili rzucić się... na sanki. Usiadł na nich i pewnie czuł się jak na tronie. Czułem się tak samo jak niedawno, kiedy to Cookie siedział tak samo. Pomyślałem, że chyba niedługo przestanę brać ze sobą sanki do lasu.
Na moich oczach ukazało się stado dzików z małymi. Małe dziczki wyglądały przyjaźnie, a te dorosłe nie za bardzo. Jeden zaczął biec w moją stronę i każdy po kolei. Zacząłem uciekać i biec ile miałem sił w nogach. Niefortunnie poślizgnąłem się na oblodzonej kałuży. Myślałem już o pożegnaniu się z tym światem, ponieważ nigdzie nie widziałem Cookiego i " Kła ". Pewnie jako pierwsi zostali dorwani. Nagle wyskoczył wilk i rzucił się na największego dzika. Szczerzył swoje ostre kły, a oczy miał całe czerwone ze wściekłości. Natomiast dzikie świnie miały przewagę. Na szczęście nie na długo, bo do walki włączył się również Cookie. Pomógł swojemu wilczemu towarzyszowi i wygnali stado daleko, daleko... W tamtym momencie cieszyłem się, że mam taką ochronę i towarzystwo... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz